Kliknij tutaj --> ⛅ 100 lat polskiej piłki ręcznej książka

Był wychowawcą i edukatorem młodzieży, głównym inicjatorem założenia klubu MKS KSZO JUNIOR, którego był wieloletnim prezesem. Przez wiele lat był członkiem zarządu Świętokrzyskiego Związku Piłki Nożnej, jak również działaczem i delegatem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Ryszard Binensztok zmarł 25 września 2023 roku. Stanisław Majorek jest wychowankiem Władysława Stawiarskiego. To wybitny trener środowiska tarnowskiego, który przeszedł do historii polskiej piłki ręcznej, jako ten, który wraz z Januszem Czerwińskim doprowadził reprezentację Polski do historycznego medalu olimpijskiego w Montrealu w roku 1976. Budowlany Klub Sportowy Bydgoszcz – prowadzi działalność sportową w zakresie: piłki nożnej, lekkoatletyki, łucznictwa, piłki ręcznej, hokeja na lodzie [1] Poza strukturami CWZS znajduje się Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza Bydgoszcz, które prowadzi zespół seniorów w III lidze oraz drużyny młodzieżowe [2] . Wiadomo było, że jest to pierwsze starcie o mistrzostwo Polski. Od lat żadna inna drużyna nie może bowiem pokrzyżować tym dwóm zespołom walki o krajowy prymat. I chyba już dawno starciu tych ekip nie towarzyszyło tyle dodatkowych emocji. Kontuzje, zmiany… Zaczęło się w środę w Szegedzie. Książka Jaki znak twój? Wierszyki na dalsze 100 lat niepodległości autorstwa Rusinek Michał, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie . Przeczytaj recenzję Jaki znak twój? Wierszyki na dalsze 100 lat niepodległości. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze! Site De Rencontre 100 Gratuit En Suisse. Reprezentacja Polski była w tak nieciekawym miejscu, że potrzebowała mocnego wstrząsu. W desperacji wielu ludzi zaczęło się zgadzać, że może jej pomóc jedynie ktoś pokroju Janusza Wójcika – trenera z cechami szarlatana Wielka obawa prezesa PZPN wiązała się z przekonaniem, że Wójcik będzie selekcjonerem zupełnie niesterowalnym. Nie chodziło o to, że szef PZPN chciałby go ubezwłasnowolnić, ale tu w grę wchodziła druga skrajność, czyli funkcjonowanie poza wszelką kontrolą Szef PZPN ciągle się wahał i w końcu sprawy w swoje ręce wziął wreszcie Wójcik, postępując według znanej politycznej zasady, że prawdziwy lider nie dostaje władzy – on po nią sięga. Po latach przyznawał, że w staraniach o posadę selekcjonera wykorzystał znajomość z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim Wójcik, podobnie jak na swojej inauguracyjnej konferencji selekcjoner Czesław Michniewicz, na dzień dobry musiał się zmierzyć z niewyjaśnioną historią z przeszłości, dotyczącą dopingu u swoich piłkarzy Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej *** >> Artykuł pochodzi z "PS Historia", dodatku do "Przeglądu Sportowego", który ukazuje się co czwartek. Tutaj przeczytasz więcej niesamowitych historii<< *** To był trudny czas dla piłkarskiej reprezentacji Polski. Biało-Czerwoni już po raz trzeci z rzędu nie awansowali do finałów mistrzostw świata, co dla kraju, który wcześniej wracał z mundialów z medalami i budził respekt każdego rywala, było poważnym problemem. Wprawdzie kłopotów nie brakowało też piłce klubowej, co jednak nie przeszkodziło, by nasze drużyny przez dwa kolejne sezony awansowały do fazy grupowej Ligi Mistrzów i w miarę nieźle tam sobie radziły. Ten fakt był niczym akt oskarżenia wobec PZPN: skoro Legia Warszawa i Widzew Łódź mimo wszystko, choć na chwilę, potrafią pod względem sportowym równać do europejskiego poziomu, dlaczego nie udaje się to pierwszej reprezentacji? Nikt nie znał sensownej odpowiedzi. Zobacz także: Strzelił najważniejszego gola w historii polskiej piłki. "Chyba powinni wiedzieć, jak się nazywam" Znowu wakat Szef federacji Marian Dziurowicz na selekcjonera zatrudnił nawet architekta dawnych sukcesów kadry Antoniego Piechniczka, ale okazało się, że to już inna piłkarska epoka, nie da się powtórzyć starej historii, tym bardziej że legendarny trener wracał do Polski po wielu latach spędzonych na kontraktach w Tunezji i w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Piechniczek przegrał kwalifikacje do mundialu we Francji i na stanowisku selekcjonera znowu był wakat. Dziurowicz – mocno kojarzony ze śląskim futbolem, twórca sukcesów GKS-u Katowice, a zarazem prezes PZPN – stawał przed nie lada wyzwaniem. Musiał znaleźć właściwego człowieka – takiego, który daje mocne podstawy do wiary w awans do Euro 2000 i jednocześnie na początku może liczyć na społeczny kredyt zaufania. Prezes w wyborze nowego selekcjonera nie chciał też iść pod prąd, forsować kogoś na siłę. Miał dość innych problemów, by fundować sobie następne. Marian Dziurowicz Wyspa szczęśliwa Tymczasem wśród kibiców, ale też wielu nadających ton medialnej narracji dziennikarzy coraz mocniej zaczęła się przebijać kandydatura Janusza Wójcika. To nie tak, że nie wywoływał żadnych kontrowersji, bo było wręcz odwrotnie. Coraz mocniej zaczynała się liczyć jego przeszłość w roli selekcjonera reprezentacji olimpijskiej, z którą zdobył srebrny medal na igrzyskach w 1992 r. Ten wyczyn już od pięciu lat postrzegany był jak wyspa szczęśliwa na oceanie polskich rozczarowań. Chodziło niby tylko o "olimpijczyków", lecz liczył się mechanizm: Wójcik dotarł do głów piłkarzy, umiał ich odpowiednio zmotywować, a zarazem stworzyć wokół drużyny odpowiedni klimat. Ten sukces kosztował – również dosłownie, w sensie finansowym, na dodatek trener zawsze sprawiał wrażenie człowieka dążącego do celu nawet po trupach. Tyle że narodowa drużyna w 1997 r. była w tak nieciekawym miejscu, że potrzebowała mocnego wstrząsu. W desperacji wielu ludzi zaczęło się zgadzać, że może jej pomóc jedynie ktoś pokroju Wójcika – trenera z cechami szarlatana. Giełda kandydatów 22 lipca 1997 r., czyli w przeddzień wyboru "Przegląd Sportowy" informował na okładce, że jeszcze na początku czerwca była spora grupa kandydatów na następcę Antoniego Piechniczka i wymieniał nazwiska według kolejności szans: Henryk Kasperczak, Franciszek Smuda, Edward Lorens, Paweł Janas, Janusz Wójcik, Piotr Piekarczyk, Marek Dziuba. "W drugiej połowie czerwca ukształtowała się czołówka: Wójcik, Smuda, Lorens, do której dołączył "mocno wysyłany" Grzegorz Lato. W ostatnich dniach zaczęły się przewijać kandydatury Krzysztofa Pawlaka, Jerzego Kopy, Jerzego Engela i Zdzisława Podedwornego" – skrzętnie wyliczał "PS", zaznaczając, że na ostatniej prostej na placu boju pozostali Wójcik, Lorens, Engel i Pawlak, przy czym akcje "Wójta" nagle gwałtownie poszły w górę. Okazało się, że Pawlak, który jako selekcjoner tymczasowy poprowadził Biało-Czerwonych do zwycięstwa nad Gruzją (4:1), sam zrezygnował, bo dostał ofertę pracy w Lechu Poznań. Zobacz także: Skandal po latach. Polska gwiazda zniszczona przez żonę?! Oto szczegóły Foto: Radek Pietruszka / PAP Janusz Wójcik (stoi) oraz Aleksander Kłak (L), Jerzy Brzęczek i Tomasz Wałdoch (P) Komisja mędrców Selekcjonera opiniowała specjalna "komisja mędrców" z Leszkiem Jezierskim, Ryszardem Kuleszą, Edmundem Zientarą i Władysławem Żmudą – byłym trenerem wielkiego Widzewa, z którym grał w półfinale Pucharu Mistrzów. Kandydaci oprócz bezpośredniej rozmowy musieli odpowiedzieć pisemnie na 13 pytań dotyczących nie tylko pomysłu na prowadzenie kadry, ale nawet spodziewanej wysokości i sposobu wynagrodzenia dla siebie i pozostałych członków sztabu oraz piłkarzy. Przed ostatnią turą rozmów było już jasne, że wygra Wójcik, który o selekcjonerskim stołku zaczął myśleć pewnie już minutę po ostatnim gwizdku finału olimpijskiego w Barcelonie. Wtedy jednak drużynę narodową prowadził Andrzej Strejlau. Miał mocną pozycję, tym bardziej że prezesem PZPN był Kazimierz Górski. Obaj współpracowali przy wielkich sukcesach polskiej kadry w latach 70. i byli wobec siebie lojalni. Wójcik musiał więc cierpliwie czekać, choć upojeni sukcesem młodzi olimpijczycy usiłowali pomóc swojemu wodzowi, rzucając w mediach chwytliwe i zuchwałe hasło "zmieniamy szyld i jedziemy dalej". Nic z tego. Górski się nie ugiął ani wtedy, ani rok później, gdy na następcę Strejlaua namaścił Henryka Apostela. Dalsza część tekstu pod materiałem wideo Jego krajan Potem stery w PZPN przejął Marian Dziurowicz i również nie miał zamiaru powierzać najważniejszej drużyny Wójcikowi. Gdy odszedł Apostel, wolał zatrudnić Władysława Stachurskiego, ale już wtedy chyba z planem, że ostatecznie reprezentację przejmie powracający znad Zatoki Perskiej Piechniczek. Nie chodziło tylko o nostalgię za dawną znakomitą narodową drużyną. Dziurowicz był przeświadczony, że 56-letni szkoleniowiec jest idealnym kandydatem, bo ma bezcenny bagaż szkoleniowych doświadczeń, a na dodatek jest jego krajanem, reprezentuje Śląsk (zaznaczmy, że Dziurowicz de facto pochodził z Sosnowca, ale od lat działał i urzędował z Katowicach), więc ma pełne podstawy traktować jako swojego zaufanego człowieka, w kontrze do ludzi związanych z warszawską centralą. Zobacz także: Walizka dolarów, FBI i status gwiazdy w USA. Oto Polak, który wykiwał KGB Foto: Vintage / Antoni Piechniczek jako selekcjoner reprezentacji Polski Groźba eskalacji Dlatego "Magnat" długo się ociągał w namaszczeniu Wójcika. Doskonale wiedział, że szczególnie z takim selekcjonerem może mieć masę kłopotów. "Wójt" bowiem słynął z twardego wykłócania się o korzystne warunki dla swoich olimpijczyków i wykazywał się taką wprawą, że już na etapie walki o awans do igrzysk kadra młodzieżowa miała zapewnione lepsze warunki funkcjonowania niż pierwsza narodowa drużyna, co jednak nie było normalne. "Szef Fundacji Olimpijskiej, Zbigniew Niemczycki, zwykł powtarzać: Panowie, jeśli pragniemy wymagać od zawodników rezultatów z futbolowych wyżyn, stwórzmy im warunku zbliżone do standardów przeciwników. Szkoleniowe, organizacyjne, finansowe. Nie wymagajmy od biedaka, by zachowywał się jak bogacz" – mówił Wójcik w wywiadzie dla katowickiego "Sportu". Trudno było mu odmówić trafności argumentu, ale ci, którzy go znali, nie mieli wątpliwości, że gdy zostanie selekcjonerem, nastąpi istotna eskalacja jego roszczeń i oczekiwań. Że nie będzie chodziło już tylko o odpowiednie warunki bytowe dla kadrowiczów, ale o wysokie wynagrodzenie za występy w kadrze – dla nich i oczywiście dla samego selekcjonera. Druga skrajność PZPN w tamtych czasach nie był związkiem z milionowymi oszczędnościami. Oczywiście chętnie zapłaciłby sowitą nagrodę za awans do finałów MŚ lub Euro, bo w takiej sytuacji zwyczajnie miałby z czego, ale Wójcik wyznawał inną filozofię wynagradzania piłkarzy. Oczekiwał premii za pojedyncze wygrane czy nawet zremisowane mecze, czasem także towarzyskie i z góry było jasne, że będzie przy tym mocno obstawał. Druga, z pewnością większa, obawa prezesa Dziurowicza wiązała się z przekonaniem, że Wójcik będzie selekcjonerem zupełnie niesterowalnym. Nie chodziło o to, że szef PZPN chciałby go ubezwłasnowolnić, ale tu w grę wchodziła druga skrajność, czyli funkcjonowanie poza wszelką kontrolą. On z kadry narodowej siłą rzeczy był gotów stworzyć w ramach PZPN enklawę odporną na wszelką ingerencję ze strony piłkarskich działaczy, gdzie "Narodowy", mając dodatkowo wsparcie zaprzyjaźnionych wpływowych dziennikarzy i polityków, mógłby się czuć jak szlachcic na zagrodzie. Foto: Przemek Wierzchowski / PAP Janusz Wójcik i jego następca jako selekcjoner reprezentacji Polski, Jerzy Engel (P) Ważna znajomość Dziurowicz ciągle łamał sobie głowę nad wyborem, uparcie szukał innych opcji, przesuwał czas ogłoszenia nominacji i próbował oswajać się z pomysłem, że kadrę weźmie wspomniany Lorens. Były trener Ruchu Chorzów i Górnika Zabrze oraz kadry młodzieżowej, pierwszą reprezentację miałby prowadzić razem z Jackiem Góralczykiem, koordynatorem z katowickiego Okręgowego Związku Piłki Nożnej, ale pojawiły się nieprzychylne artykuły w centralnej prasie, że niewiele osiągnęli i zwyczajnie się nie nadają. Medialnie byli spaleni i Dzurowicz to rozumiał. Kto wie, co by jeszcze wykombinował, gdyby sprawy w swoje ręce nie wziął Wójcik, postępując według znanej politycznej zasady, że prawdziwy lider nie dostaje władzy – on po nią sięga. Po latach przyznawał, że w staraniach o posadę selekcjonera wykorzystał dawną znajomość z Aleksandrem Kwaśniewskim, który na jego szczęście lubił i bardzo cenił trenera Wójcika, a dużo mógł, bo wtedy był już prezydentem Polski. W Łodzi na trybunach Przełom nastąpił 29 czerwca podczas finału Pucharu Polski Legia – GKS Katowice (2:0), który odbył się w Łodzi na stadionie ŁKS. Honorowym gościem był prezydent Kwaśniewski, który mecz oglądał w towarzystwie prezesa Dziurowicza. Wójcik wiedział, że to dla niego wyjątkowa okazja, więc też pojawił się na trybunach. Założył, że jeśli zauważy go Kwaśniewski, na pewno zaprosi do wspólnego oglądania. Miał rację. Gdy już usiadł przy prezydencie, temat rozmowy w naturalny sposób błyskawicznie zszedł na kwestię nieobsadzonego stanowiska selekcjonera kadry narodowej. Było tak, jak spodziewał się Wójcik – prezydent nie widział lepszego kandydata od niego. Wójcik kuł żelazo, póki gorące, więc mając świadomość, że rozmowie przysłuchuje się szef PZPN, ochoczo zadeklarował, że gdyby dostał ofertę prowadzenia najważniejszej kadry narodowej, oczywiście by nie odmówił. Reszta należała już do prezydenta, który nie czekając na kolejną okazję, bo przecież miał też inne sprawy na głowie, przekazał Dziurowiczowi, że jego zdaniem, Wójcik, skoro zgłasza gotowość, powinien przejąć stery reprezentacji. Przeszkody usunięte Gdyby prezes PZPN miał innego mocnego kandydata, być może by oponował. W zaistniałej sytuacji się ugiął, w czym oprócz kurtuazyjnej uległości wobec życzenia głowy państwa było jednak także wyrachowanie. W ten sposób z jego barków zdejmowana była odpowiedzialność za konsekwencje tej nominacji. Zgodził się na nią, bo osobiście nalegał cieszący się dużym poparciem społecznym prezydent RP i nie tylko on, bo i naród domagał się Wójcika. W TVP zorganizowano nawet konkurs audiotele (widzowie telefonując wskazywali na swojego kandydata) i jak należało się spodziewać, swoisty sondaż w cuglach wygrał Wójcik. Te dwa aspekty– życzenie prezydenta i "wola ludu" – sprawiły, że już nikt nie szukał konkurenta dla Wójcika. Przeszkody zostały usunięte. Wszystko zaczęło działać na jego korzyść, nawet to, że przez trzy ostatnie lata pracował dla szejków, z dala od kraju. Wójcik z czarującym uśmiechem argumentował, że dzięki temu mógł nabrać do polskiego i europejskiego futbolu twórczego dystansu, popatrzeć z innej perspektywy. Foto: Marcin Obara / PAP Janusz Wójcik podczas promocji autobiografii "Wójt" (2014) Klub Aktora Konferencja prasowa, podczas której PZPN 23 lipca 1997 r. ogłaszał nowego selekcjonera, odbyła się w Klubie Aktora i Wójcik rzeczywiście czuł się na niej jak wyluzowany gwiazdor filmowy. Triumfował i napawał się sukcesem. Zresztą nie tylko on. Na konferencję w roli widza przyszedł nawet Wojciech Kowalczyk, jeden z ulubionych piłkarzy Wójcika z kadry olimpijskiej i z Legii. Z poprzednim selekcjonerem Antonim Piechniczkiem było mu nie po drodze. "To mój najszczęśliwszy – po srebrnym medalu w Barcelonie, sukcesach z Legią i podpisaniu kontraktu w Hiszpanii – dzień w sportowej karierze" – powiedział dziennikarzom "Kowal". Szczwany lis Zwycięstwo Wójcika było wielkie, a jednak nie totalne. Musiał się zgodzić na asystenta Lorensa. "Szczwany lis Dziurowicz nakłonił obu, by sami ustalili warunki współpracy. Śląski Magnat zgodził się na wybór Wójcika, ale podesłał od razu "kukułcze jajo" w postaci trenera z Chorzowa, prowadzącego dotychczas bez sukcesów młodzieżówkę. Wójcik jeszcze nie rozpoczął pracy z reprezentacją, a już popełnił podstawowy błąd. Przyjął twardy warunek prezesa, godząc się na współpracę z głównym rywalem do posady selekcjonera, który zapewne będzie czyhać na potknięcie pierwszego, aby natychmiast zająć jego miejsce" – jednak z przesadą ostrzegał "PS". Dziurowicz przyznawał, że wyboru dokonano jednogłośnie. Janusz Atlas na łamach Magazynu Sportowego (cotygodniowego dodatku trzech dzienników — Przeglądu Sportowego, Sportu i Tempa) zauważył jednak, że sześciu przedstawicieli prezydium związku podczas konferencji, na której prezentowano nowego selekcjonera, mimo wyborczej jednomyślności miny miało nietęgie. "Po prawdzie, trudno się dziwić. Już pięć, trzy, dwa, rok, a nawet dwa miesiące temu, pięciu z tej szóstki było przeciw choćby zastanowieniu się nad kandydaturą osoby dzisiejszego wybrańca!" – konstatował Atlas. Pytanie o doping Wójcik, podobnie jak na swojej inauguracyjnej konferencji selekcjoner Czesław Michniewicz, na dzień dobry musiał się zmierzyć z niewygodnym pytaniem dotyczącym przeszłości. I nie były to pytania o pamiętny mecz Wisła Kraków – Legia Warszawa, który wygrali prowadzeni przez Wójcika goście aż 6:0, dzięki czemu dobyli mistrzostwo Polski, tyle że PZPN na podstawie własnych ustaleń zawyrokował, iż wynik meczu był ustawiony i tytuł legionistom odebrał. Tym razem Wójcik nie musiał się mierzyć z tą historią, pewnie dlatego, że uparcie uważał się za osobę poszkodowaną, trochę na zasadzie, że przecież wszyscy kombinowali, a jednak największą karę poniosła jego drużyna. Podczas ogłaszania selekcjonerskiej nominacji nowy selekcjoner został zapytany przez reportera Radia Katowice o sprawę niedozwolonych środków dopingujących w organizmach trzech piłkarzy jego drużyny, która później zdobyła srebrny medal olimpijski w Barcelonie. Pierwsza kontrola stwierdziła zakazaną farmakologię i pozostało podejrzenie, że wyniki badań drugich próbek zostały zmanipulowane. Gdyby to była prawda, sukces olimpijczyków Wójcika postrzegany byłby w zupełnie innym świetle. Dlatego Wójcik – tak jak Michniewicz w sprawie intensywnych połączeń z "Fryzjerem" – musiał się liczyć, że któryś z dziennikarzy wróci do tego tematu. Foto: Leszek Szymański / PAP Cezary Kulesza (L) i Czesław Michniewicz (P) podczas ogłoszenia nazwiska nowego selekcjonera reprezentacji Polski Wypisz-wymaluj Wójcik nie da się zbić z tropu i z charakterystycznym obezwładniającym uśmiechem zareagował na pewno spokojniej niż obecny selekcjoner. Tak opisał tę sytuację Janusz Atlas: "Pytanie radiowego reportera, choć niezbyt eleganckie – zważywszy na okoliczność spotkania – dobrze, że padło. Bo Wójcik odpowiedział na nie zgodnie z protokołem końcowym. Były poszlaki, ale nie znalazły potwierdzenia. Nie ma dowodów, że piłkarzom-olimpijczykom ktokolwiek, tym bardziej za zgodą trenera, podawał "koks". Jednak ciągnie się zła legenda i jej Wójcik też będzie musiał stawiać czoła, niezależnie od codziennej pracy nad poprawą narodowego futbolu. Już stawia". Dwa ostatnie zdania to wypisz-wymaluj sytuacja, z jaką od lutego zmaga się też obecny selekcjoner. Na przyjęciu Rzucało się w oczy, że Wójcik był ulepiony z zupełnie innej gliny niż zacni trenerzy związani z futbolową centralą, którzy godzinami dyskutowali o systemach szkoleniu i wychowaniu młodzieży. W tym kontekście "Wójt" zawsze chciał iść drogą na skróty. Stawiał na motywowanie i mobilizację, mrówcza praca u podstaw to zdecydowanie nie było jego działka. Znamienne, że gdy został selekcjonerem, w jednym z modnych lokali urządził dla swoich przyjaciół i znajomych wystawne przyjęcie. Wszyscy świętowali sukces, na który czekali od igrzysk w Barcelonie. A wśród poklepujących go biesiadników nie brakowało piłkarzy, działaczy, biznesmenów, polityków i dziennikarze, bo o dobre relacje z grupą wybrańców potrafił zadbać, jak mało kto. Oddech Lorensa W Klubie Aktora też tryskał humorem, którego nie mogło mu zmącić żadna zaczepka. W żart obracał też pytanie o nowego asystenta, który przecież też ubiegał się o selekcjonerski fotel. "Czy nie będzie pan plechach oddechu Edwarda Lorensa?". "Cały czas czuję jego świeży oddech i myślę, że będziemy razem oddychać" – odparł, wywołując wesołość. Nie chciał mówić o zarobkach, czarował, że to nie ma dla niego większego znaczenia, ale było jasne, że twardo negocjował uposażenie. Podstawowa pensja była na pewno wyższa niż w przypadku poprzednika (z dzisiejszej perspektywy to zadziwiająco niska jak na tę funkcję kwota – 10 tys. złotych miesięcznie), ale prawdziwe frukty czekały go dopiero przy wypłatach premii, o które konsekwentnie w imieniu drużyny, a tak naprawdę swoim zabiegał. Jak niegrzeczny dzieciak Z Lorensem też się wreszcie rozprawił. W gronie znajomych chętnie go dyskredytował i wręcz obrażał, a jego określenie "Edek z fabryki kredek" stało się już legendarne. Był na tyle pewny siebie, że zapewniał – ku satysfakcji Dziurowicza – że nikt mu Lorensa nie narzucał. Że wybrał go sam, bo chciał mu dać szansę, w końcu wcześniej pracował w młodzieżówce. I trzeba przyznać, że upierając się przy taką wersję zdarzeń, łatwiej było mu się Lorensa pozbyć. Skoro niby z własnej woli go zatrudnił, to również sam doprowadził do zwolnienia. Foto: Przemek Wierzchowski / PAP Janusz Wójcik w czasie treningu reprezentacji Polski Tomasz Hajto w swojej autobiograficznej książce "Ostanie rozdanie" tak opisywał relacje w sztabie kadry: – Asystentem selekcjonera został Edward Lorens, którego znałem z Zabrza – był człowiekiem Mariana Dziurowicza, prezesa PZPN, a Wójcik mało kiedy go słuchał. (….). Czy Edek Lorens czyhał na jego posadę? Nie wiem, ale to możliwe. Ich współpraca nie układała się dobrze. Selekcjoner traktował go jako ucho PZPN. Mieli też jednak zupełnie odmienny styl bycia, to było dwóch diametralnie różnych trenerów. Wójcik krzyczał, motywował, kopał na odprawach, a taktykę rywala analizowali jego asystenci. A Lorens był poukładanym, spokojnym gościem, który liznął troszkę piłki i profesjonalizmu, robił badania wydolnościowe, patrzył na piłkę analitycznie. Widziałem, jaki ma warsztat, wiedziałem, że potrafi mnie dobrze przygotować do gry. Ale "Wujo" go nie słuchał. Śmiesznie to wyglądało, jak Lorens czasem odezwał się na odprawie, a Wójcik stał z tyłu i machał rękoma, zakrywał oczy, łapał się za głowę, pokazywał, żeby go ignorować. Zachowywał się jak niegrzeczny dzieciak, który przedrzeźnia nauczyciela. I weź tu funkcjonuj w takiej drużynie – kogo słuchać? – analizował ówczesny obrońca reprezentacji. Bez planu Wójcik, już bez Lorensa, zleconej misji nie zdołał wykonać. Przegrał bitwę o Euro 2000, nie udało mu się awansować nawet do barażu, bo w ostatnim meczu jego zespół przegrał na wyjeździe ze Szwecją (0:2), która miała już pewny udział w mistrzostwach. "Jechaliśmy do tego Sztokholmu po punkt, ale nie mieliśmy żadnego planu, jak go zdobyć. To był kompletny chaos. Nie da się przecież zbyt długo lecieć tylko na tym, że trener robi pompkę w szatni, krzyczy, kopie po szafkach i przekonuje, że zaraz im wjebiemy. To wystarczało na Bułgarię, ale już nie na Szwecję. Trzeba było mieć jeszcze jakąś taktykę, jakiś pomysł na zespół. Wydaje mi się, że zabrakło nam wtedy trenera Lorensa, który troszeczkę by nas nakierował, bo wiadomo było, że styl Szwedów nam nie leżał. Potrzebowaliśmy jakiejś analizy, wniosków, sensownej taktyki" – oceniał Hajto w autobiografii. Straszny kociokwik Edward Lorens z w 2011 r. w wywiadzie na łamach "PS" wrócił do swojej współpracy z nieżyjącym już dzisiaj Wójcikiem. "Pamiętam straszny kociokwik, bo kiedy zostałem asystentem pierwszego trenera, to od razu zaczęła się nagonka części mediów. Mówiono o mnie, że jestem wtyczką prezesa Dziurowicza, że szpieguję i tylko czekam na potknięcie Janusza Wójcika. Osoby, które kreowały ten obraz, w cztery oczy mówiły mi, że wszystko jest ok, ale sensacja być musi. Janusz prywatnie też był cacy, ale na zewnątrz nie był szczery. A ja nie miałem poparcia, bo byłem wtedy złym Ślązakiem z Żor. Tak raz napisano, choć ja akurat urodziłem się w Żarach, czyli na ziemi lubuskiej – przedstawiał swój punkt widzenia. Wójcik spełnił swoje selekcjonerskie marzenie, ale niewiele więcej. Schemat olimpijskiej przygody w innych realiach się nie powtórzył, nie udało się stworzyć równie klasowej drużyny w warunkach pierwszej kadry narodowej. Uczynił to dopiero jego następca Jerzy Engel. Nie na długo, ale przynajmniej wystarczyło, że po raz pierwszy od szesnastu lat Biało-Czerwoni awansowali na mundial. A Wójcik po odejściu z kadry jako trener już nic godnego zapamiętania nie zrobił – oczywiście poza niechlubnym udziałem w piłkarskiej aferze korupcyjnej. 100 lat piłki ręcznej w Polsce na 100-lecie Niepodległości [VIDEO] Uczniowie i nauczyciele Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 2 im Franciszka Dionizego Kniaźnina w Puławach w ramach cyklu imprez zorganizowali spotkanie pt. Stulecie Piłki Ręcznej w Stulecie Odzyskania Niepodległości. Szkołę odwiedzili znani szczypiorniści Kinga Achruk reprezentantka Polski i absolwentka Miejskiego Gimnazjum będącego w strukturze Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 2 a także Bartosz Jurecki wielokrotny mistrz Polski, reprezentant kraju a dzisiaj trener zespołu Azotów Puławy rozgrywającego swoje mecze w Superlidze piłki ręcznej. Bożena Strzelecka – Dyrektor ZSO im. Kniaźnina nr 2 w Puławach Spotkanie to było okazją do poznania historii piłki ręcznej zarówno samych zasad gry jak i korzeni tej dyscypliny sportu. Na koniec imprezy uczniowie klas licealnych w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji rozegrali mecz – oczywiście w piłkę ręczną. Niedziela, 13 czerwca 2021 r. 09:52 Bodziach, źródło: - Wiadomość archiwalnaKolejna publikacja wydana z okazji 100-lecia Przeglądu Sportowego to album zatytułowany "100 lat polskiego sportu" (1921-2021). Licząca 200 stron kronika wydana została w pełnym kolorze, w formie broszurowej formatu kroniki postanowili przypomnieć najważniejsze wydarzenia z udziałem polskich sportowców, zarówno drużynowych, jak i tych osiąganych indywidualnie. Całość przedstawiona została chronologicznie, więc możemy przeczytać o występach polskich sportowców na kolejnych Igrzyskach Olimpijskich, jak również Mistrzostwach Świata w różnych dyscyplinach. Poza tekstami głównymi, w których często przytaczane są dawne relacje z Przeglądu Sportowego, na marginesach przygotowano swego rodzaju kalendarium wydarzeń. Tam przedstawiono ważniejsze wyniki Polaków na międzynarodowych zawodach we wszystkich dyscyplinach. "23 października 1964. Irena Grudzień nie ma głowy do pracy, a nawet gdyby chciała, nie ma możliwości. Na Legię, gdzie pracuje, co rusz ktoś przychodzi z gratulacjami. Uściskom nie ma końca. Przecież jej kochany Józek ma olimpijskie złoto. 'A nie był nawet mistrzem Polski...' - przypomina małżonka złotego medalisty. Pani Irena chce na moment wyjść do domu, by podzielić się radością z synkami - Mariuszem i Robertem. Barannikow znów atakuje, ale Grudniowi wychodzą kontry. Jedna z nich, z prawej, jest mocna i widać, że Barannikow ją odczuł. Grudzień teraz łatwiej punktuje. Bokser radziecki rzuca wszystko na szalę, ale czujemy, że zwycięstwo Polaka jest pewne" - pisał nasz korespondent Jerzy Zmarzlik. W tokijskiej hali Korakuen polscy pięściarze zamieniają się w poszukiwaczy złota. Po walce Grudnia do ringu na swój finał wchodzi Jerzy Kulej" - czytamy w jednej z relacji. Legijnych akcentów w publikacji nie brakuje, bo jak wiadomo, sportowcy Legii przez wiele lat zaliczali się do ścisłej czołówki w wielu dyscyplinach. Możemy przeczytać nie tylko o sukcesach piłkarzy (półfinał Pucharu Europy i półfinał Pucharu Zdobywców Pucharów), ale i o legijnych szermierzach, lekkoatletach, jeźdźcach, zapaśnikach i wielu innych. Całość oczywiście okraszona jest archiwalnymi fotografiami, czy tytułami z dawnych wydań PS. W relacji zatytułowanej "Najszybszy biały człowiek" możemy przeczytać o występie Mariana Woronina. "Gdy 9 czerwca 1984 podczas Memoriału Janusza Kusocińskiego w Warszawie, Marian Woronin przebiegł 100 metrów na stadionie Skry w sekundy, wynik ten - lepszy o od rekordu Europy Włocha Pietro Mennei - przemówił nie tylko do wyobrańni Polaków. W tym momencie bowiem sprinter warszawskiej Legii stał się jednym z kilku najszybszych ludzi w historii. Osiągnięty w specjalnych warunkach rekord świata Afroamerykanina Calvina Smitha wynosił ale rezultaty poniżej 10 sekund były naówczas osiągane bardzo rzadko. Gdy inny reprezentant USA Carl Lewis biegł 4 sierpnia 1984 roku po złoty medal olimpijski w Los Angeles, zmierzono mu raptem s. Czyli był zaledwie o jedną setną, a tak naprawdę o dwie tysięczne szybszy od Woronina, któremu zmierzono na Skrze sekundy. Skra pozostawała w takiej samej ruinie jak teraz. Połowa trybun groziła zawaleniem, więc widzowie zasiadali tylko z jednej strony stadionu. Jedynie tartan przydawał obiektowi znamion nowoczesności. Entuzjazm publiczności oklaskującej Woronina był jednak przeogromny. Tym bardziej, że w trakcie zawodów ogłoszono, iż legionista uzyskał Dopiero gruntowna analiza fotograficzna wykazała, że zgodnie z regułami IAAF trzeba zaokrąglić jako i taki wynik podano w formie sprostowania następnego dnia. Wywołało to burzę protestów" - czytamy na jednej ze stron. W albumie przeczytamy również o "Rycerzu Kowalczyk i jego koniu Artemorze", "Królach rzutów i suplesów" (zapaśnikach, którzy wywalczyli medale w Seulu), "Szabliście Wszech Czasów" (Jerzym Pawłowskim), "Drugiej młodości Brychczego", Andrzeju Gołocie i wielu innych sportowcach Legii, pięcioboistach i zawodnikach sekcji strzeleckiej, którzy zdobywali liczne medale na międzynarodowych imprezach. Na koniec publikacji przedstawieni zostali kolejni mistrzowie Polski w dyscyplinach drużynowych (piłka nożna, siatkówka, koszykówka, piłka ręczna, hokej, hokej na trawie), przypomniano redaktorów naczelnych PS z różnych okresów, a także zaprezentowano listę laureatów plebiscytu Przeglądu Sportowego. Przygotowano również kalendarium samego PS - ważne daty pod względem zmian wydawniczych i wyglądu gazety, a na koniec "Historię w obrazkach", czyli jak zmieniała się szata graficzna PS od 1921 roku. Bardzo ciekawa, przekrojowa publikacja, dzięki której możemy w dużym skrócie prześledzić najważniejsze wydarzenia sportowe ostatniego stulecia. Tytuł: Kronika 100 lat polskiego sportu Autor: praca zbiorowa (red. prowadzący Piotr Wesołowski) Wydawnictwo: Ringier Axel Springer Rok wydania: 2021 Liczba stron: 200 Cena okładkowa: 25 zł Więcej recenzji książek w dziale Biblioteka legionisty. Z kart historii warszawskiej piłki ręcznej Odcinek XIX – Lata 60-te piłki ręcznej w Warszawie i na Mazowszu. Obecny odcinek różni się znacznie od wszystkich dotychczasowych, a najbardziej od ostatnich, zamykających okres powojennego 25-lecia polskiej piłki ręcznej. O pewnych istotnych skądinąd zmianach, spowodowanych utratą jednego z najważniejszych źródeł, z których miał możliwość i przyjemność korzystać autor „Kartek” była już okazja o tym wspomnieć w ostatnim XVIII odcinku. Zmiana zakresu tematyki i chronologii zawartości bieżącego odcinka jest wynikiem impulsu, który autor postanowił zrealizować. Główną zasadą zastosowaną w opracowaniu tego odcinka jest poświęcenie jego zasadniczej części zagadnieniom najbliższym, czyli tym mającym miejsce przede wszystkim na warszawskim i mazowieckim podwórku. Nie da się w tym miejscu pominąć faktu, że wobec nadal ograniczonego dostępu do publicznych źródeł informacji, zakres przekazanych informacji będzie z konieczności ograniczony do źródeł znajdujących się w posiadaniu autora, lub ewentualnie tych, które być może w jakimś momencie i jakimś cudem pojawią się w najbliższym czasie. Po raz kolejny też – chociaż czynione wcześniej próby zwykle kończyły się niepowodzeniem, pojawia się w tym miejscu apel o przesyłanie informacji, mogących stanowić uzupełnienie czy sprostowanie przedstawianych tematów, a także zasygnalizowanie nowych. Apel ten jest skierowany do wszystkich trenerów, sędziów, zawodniczek czy zawodników, a także tych wszystkich osób, które w jakikolwiek sposób były związane z poszczególnymi klubami i zdarzeniami tu przedstawianymi, lub po prostu dysponują wiedzą, która mogłaby zdarzenia tu przedstawiane poszerzać. Warszawskie zespoły w 7-ce mężczyzn i kobiet, na szczeblu krajowym Przedstawienie lat 60-tych, będących tematem wiodącym aktualnego odcinku wypada jednak rozpocząć od końca lat 50-tych, a konkretnie od sezonu 1958/1959. Historia warszawskich zespołów na szczeblu krajowym rozpoczyna kolejny etap, wraz z zainaugurowaniem rozgrywek ligowych. Tym razem pierwsi byli panowie. Do rozgrywek I-ej Ligi w tym pierwszym sezonie 1958/1959 zakwalifikowanych zostało 10 zespołów, wśród których znalazł się zespół SKS Varsovia. W rozgrywkach następnego sezonu I-ej Ligi przedstawicielem Warszawy był zespół Warszawianki, do którego to klubu przeszli zawodnicy SKS Varsovia i podobnie jak przed rokiem Varsovia, również Warszawianka zajęła VII miejsce na dziesięć startujących zespołów. W tym pierwszym sezonie ligowym skład Warszawianki uległ niewielkim, ale istotnym zmianom. Dotychczasowy skład zespołu, który w poprzednim sezonie wywalczył pierwszy w historii awans dla zespołu warszawskiego wchodzili: Dąbrowski, Gackowski, Gałaj, Górecki, Jerzy Jaworski, Kubsik, Lechowski Marczak, Mróz, Olejniczak, Piotrowski, Michał Pisula, Przybyłowski, Rosołowski, Janusz Rutkowski, Paweł Wiśniowski, Żurawski – uzupełnił Tomasz Twardowski – późniejszy reprezentant Polski w kategoriach młodzieżowych, stanowiąc jego silny punkt. Zakończył zaś karierę kapitan zespołu Jerzy Jaworski, obejmując funkcję trenera. W sezonie 1963/1964 po raz pierwszy do grona I-ligowców w 7-ce awansował zespół AZS-AWF Warszawa. Wśród zawodników, którzy wywalczyli ten awans i wystąpili w I-ej Lidze można wymienić następujących zawodników: Krzysztof Adamczyk, Wiesław Chruszczyk, Zbigniew Czekaj, Stanisław Korsak, Jerzy Kozłowski, Wacław Książek, Stanisław Suliński, Wojciech Tomaszewski, Stanisław Tulkowski, Józef Zawadzki czy Jacek Zglinicki. Trenerem zespołu był Zbigniew Kowalski. Mistrzostwa Polski w 7-osobowej piłce ręcznej kobiet – w po raz pierwszy zostały rozegrane w formie ligi w roku 1960, a ponieważ rozgrywki zakończyły z równą ilością punktów dwa zespoły – Cracovia i AKS Kościuszko, to zgodnie z ówczesnym regulaminem rozegrały one dodatkowe spotkanie. Spotkanie to – jak ocenił w swoim opracowaniu Stanisław Jarecki wzorowo prowadził sędzia tego spotkania – Mieczysław Kamiński. Zwycięzcą tego wyrównanego spotkania i zdobywcą po raz czwarty tytułu mistrzowskiego została Cracovia. Rozgrywki o Puchar ZPRP W roku 1959 zainaugurowane zostały również rozgrywki o Puchar ZPRP, zarówno kobiet jak i mężczyzn. Warto przypomnieć, że w 1960 roku w rozgrywkach o Puchar ZPRP warszawski AZS- AWF wywalczył II miejsce wśród kobiet, wyprzedzony tylko przez zespół Ruchu Chorzów. Jeszcze lepiej AZS-AWF Warszawa zaprezentował się w roku 1961, zdobywając Puchar Polski (ZPRP). Było to drugie, po Mistrzostwie Polski w roku 1953 zespołów 11-osobowych kobiet trofeum na koncie zespołu warszawskiego AZS-AWF. Dużą wartość miały również dwa miejsca na podium i brązowe medale zawodniczek AZS-AWF Warszawa w sezonach 1961/1962 i 1962/1963, po których niestety już w następnym sezonie AZS-AWF opuścił I Ligę. Puchar zespołów męskich w roku 1961 rozegrano w kategorii zespołów … 11-osobowych, a startujący w nich zespół Warszawianki niespodziewanie zdobył III miejsce, wyprzedzając większość specjalistów – czyli zespołów śląskich i opolskich. Jak wynika z historii zdarzeń, sukcesy warszawskich zespołów na szczeblu centralnym przypadły na pierwsze z omawianych lat 60-tych. Podsumowanie udziału zespołów warszawskich w rozgrywkach ligowych na szczeblu centralnym w latach 1959-1970 przedstawiają poniższe zestawienia: I Liga Mężczyzn: 1958/1959 – SKS Varsovia – 7 miejsce 1959/1960 – SKS Warszawianka – 7 miejsce 1960/1961 – SKS Warszawianka – 10 miejsce (ostatnie) – powiększenie ligi 1961/1962 – SKS Warszawianka – 10 miejsce 1962/1963 – SKS Warszawianka – 12 miejsce (spadek) 1963/1964 – AZS-AWF Warszawa – 9 miejsce 1964/1965 – AZS-AWF Warszawa – 7 miejsce 1965/1966 – AZS-AWF Warszawa – 10 miejsce; SKS Warszawianka – 11 miejsce (spadek) 1966/1967 – AZS-AWF Warszawa – 10 miejsce 1967/1968 – SKS Warszawianka – 8 miejsce; AZS-AWF Warszawa – 11 miejsce (spadek) 1968/1969 – SKS Warszawianka – 9 miejsce 1969/1970 – SKS Warszawianka – 12 miejsce (spadek) I Liga Kobiet: 1960/1961 – AZS-AWF Warszawa – 6 miejsce 1961/1962 – AZS-AWF Warszawa – 3 miejsce 1962/1963 – AZS-AWF Warszawa – 3 miejsce 1963/1964 – AZS-AWF Warszawa – 11 miejsce (spadek) 1964/1965 – brak przedstawicielek Warszawy w I Lidze 1965/1966 – AZS-AWF Warszawa – 7 miejsce 1966/1967 – AZS-AWF Warszawa – 8 miejsce 1967/1968 – AZS-AWF Warszawa – 8 miejsce; BKS SKRA Warszawa – 10 miejsce 1968/1969 – AZS-AWF Warszawa – 10 miejsce; BKS SKRA W-wa – 11 miejsce (spadek) 1969/1970 – AZS-AWF Warszawa – 12 miejsce (spadek) Ostatni sezon lat 60-tych nie był pomyślny dla zespołów warszawskich w I-ej Lidze. Lata 70-te przyszło rozpoczynać bez udziału warszawskich klubów na tym szczeblu rozgrywek. Sukcesów stolica nie zanotowała również w rozgrywkach pucharowych. Sukcesy warszawskich zespołów w kategoriach młodzieżowych Podobnie jak w tytule odcinka inaugurującego „Kartki z historii warszawskiej piłki ręcznej”, tak i w przypadku rozgrywek młodzieżowych pierwszeństwo miały panie, a dokładnie panny. A miało to miejsce w roku 1955, w tym bowiem roku odbyły się pierwsze w historii Mistrzostwa Polski Juniorek. Na pierwszy medal zespołu żeńskiego stolica musiała czekać 10 lat. Ten pierwszy w historii medal dla Warszawy – brązowy – zdobył MKS Mokotów, którego zawodniczki dwa lata później, już jako BKS SKRA awansowały do I-ej Ligi, stając się najlepszym w historii 7-ki zespołem warszawskim. Trener zespołu Leszek Dębski. Pierwszy medal w kategorii juniorów i to od razu złoty raz tytuł Mistrza Polski zdobyła Warszawianka w roku 1964. Chronologicznie był to w ogóle pierwszy medal młodzieżowego zespołu warszawskiego, również biorąc pod uwagę fakt, że Mistrzostwa Polski Juniorów rozegrano po raz pierwszy w roku 1958, a więc trzy lata później niż dziewczęta. Trenerem zespołu juniorów Warszawianki, który niemal w całości zasilił drużynę I-ligową był Paweł Wiśniowski. Te dwa medale nie były jedynymi zdobytymi w latach 60-tych juniorek i juniorów. W roku kończącym omawianą dekadę – tzn. w roku 1970 juniorzy Warszawianki ponownie stanęli na podium Mistrzostw Polski, tym razem zdobywając tytuł wicemistrzowski, tym samym na koncie zespołów warszawskich znalazły się medale z każdego rodzaju kruszcu, co pozwala zamknąć swoistą klamrą zdobycze młodzieżowej, klubowej piłki ręcznej stolicy. W roku 1969 w ramach I Ogólnopolskiej Spartakiady Młodzieży przeprowadzono po raz pierwszy rozgrywki w kategorii juniorek i juniorów młodszych, nadając im rangę Mistrzostw Polski, tyle że w relacji województw. Pięć pierwszych edycji tych rozgrywek odbywało się co dwa lata, dopiero począwszy od 1979 roku rozgrywki te odbywały się w relacji klubowej. W pierwszej Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży w roku 1969 Warszawa zdobyła srebrny medal wśród juniorów młodszych oraz brązowy medal w kategorii juniorek młodszych. Rozgrywki o awans do I-ej Ligi A oto jak przedstawiały się próby awansu zespołów warszawskich na najwyższy szczebel rozgrywek. Poza zespołami, których osiągnięcia w rozgrywkach I-ej Ligi przedstawione zostały powyżej, warto przypomnieć ich udział w walce o ten szczebel rozgrywek, a także te próby, które zakończyły się niepowodzeniem. Rok 1958 Uprawniony do gry w II-ej lidze 11-ki zespół Varsovii nie przystąpił do rozgrywek, skupiając się na rozgrywkach 7-ki, gdzie w dwustopniowych rozgrywkach wywalczył awans do I-ej Ligi zespołów 7-osobowych. Na ile była to decyzja słuszna świadczy fakt, że 7-ka rozwijała się coraz bardziej dynamicznie, w przeciwieństwie do tracącej na popularności 11-ki. Najpierw występując w I grupie półfinałowej w Krakowie zajął pierwsze miejsce: Varsovia Warszawa Tęcza Kielce Start Pietrowice Wanda Nowa Huta Następnie po rozgrywkach w grupie finałowej w na boisku AKS Chorzów końcowa przedstawiała się następująco: KS Azoty Chorzów 6:0 52:21 SKS Varsovia Warszawa 4:2 32:24 KS Start Gniezno 2:4 34:35 KS Tęcza Kielce 0:6 19:53 Rok 1960 W rozgrywkach męskich w IV grupie półfinałowej w Olsztynie wystartował KS Maraton Warszawa. Niestety bez sukcesu, zajmując 4 miejsce w grupie i nie awansując do finałów. W rozgrywkach kobiet, w związku z decyzją o powiększeniu I-ej Ligi, w dodatkowych eliminacjach z udziałem spadkowiczów zespół AZS-AWF Warszawa otrzymał szansę awansu i w wyniku turnieju z udziałem Górnika Sośnica, Włókniarza Łącznik, Budowlanych Gogolin i GKS Wybrzeża Gdańsk awans ten wywalczył. W zespole akademickim występowały wówczas następujące podopieczne trenera Mieczysława Kamińskiego: Danuta Baca w bramce – Henryka Drotwicka, Marta Duminiec, Stefania Karolkiewicz, Teresa Kiełpikowska, Anna Maciejewska, Elżbieta Maliga, Genowefa Pawłowska, Stefania Przybył, Jolanta Radzikowska, Pelagia Szabuńko, Kira Waszkiewicz, Krystyna Worska oraz Danuta Żurawska. Rok 1961 W rozgrywkach męskich Warszawianka, która uplasowała się w rozgrywkach ligowych na 10 – niestety ostatnim miejscu w tabeli, skorzystała z dodatkowej szansy jaką była decyzja o powiększeniu ligi. Zespołowi warszawskiemu udało się uratować i pozostać w szeregach I-ligowców po dodatkowym turnieju z udziałem AZS Kraków, AZS Gdańsk i Rafametem Kuźnia Raciborska. Przedstawicielki Warszawy w decydującej fazie rozgrywek kobiet nie uczestniczyły. Rok 1962 W finałowych rozgrywkach tego sezonu, zabrakło zespołów warszawskich w finałowej fazie rozgrywek o wejście do I-ej Ligi z udziałem ośmiu zespołów. W prowadzonych przez Warszawski Okręgowy Związek Piłki Ręcznej rozgrywkach Klasy A (bezpośrednio niższy szczebel rozgrywek) pierwsze miejsce i uprawnienia do ubiegania się o awans do I-ej Ligi przed następnym sezonem uzyskał AZS-AWF Warszawa. Rok 1963 W rozgrywkach mężczyzn AZS-AWF Warszawa udanie wystartowali w zmaganiach o I Ligę i awansowali z drugiego miejsca wraz z AZS-em Kraków. W finałowej fazie rozgrywek kobiet o I Ligę zabrakło przedstawicielek Warszawy. Rok 1964 W rozgrywkach mężczyzn tego sezonu brak informacji o udziale zespołów warszawskich w finałowej fazie rozgrywek o wejście do I-ej Ligi. W rozgrywkach kobiet bez powodzenia wystartował zespół AZS Warszawa, kończąc udział w rozgrywkach grupowych w Warszawie na trzecim miejscu, za Pogonią Szczecin oraz MKS Augustów, bez zdobyczy punktowej. Rok 1965 Ten rok był bardzo udany dla zespołów warszawskich w walce o I Ligę. Z obydwu turniejów finałowych organizowanych w Warszawie awansowała zarówno Warszawianka wśród mężczyzn, zajmując pierwsze miejsce przed faworyzowaną Pogonią Zabrze, jak i AZS-AWF Warszawa wśród kobiet, zajmując drugie miejsce za Włókniarzem Łącznik. Szerszy opis tych wydarzeń można odnaleźć w 14 odcinku „Kartek” Rok 1966 Brak przedstawiciela Warszawy w finałowej fazie rozgrywek mężczyzn. W rozgrywkach kobiet wystartowały zwyciężczynie rozgrywek wojewódzkich kobiet w poprzednim roku – zespół MKS Mokotów, który w tych rozgrywkach wyprzedził Wisłę Płock. Debiutujący w rozgrywkach na tym szczeblu MKS Mokotów rozpoczął bardzo udanie, zajmując pierwsze miejscu w półfinałowym turnieju w Warszawie. W finałowym turnieju w Łodzi z udziałem czterech zespołów nie poszło już tak dobrze i skończyło się na czwartym miejscu. Szerzej o historii MKS Mokotów w 14 i 15 odcinku „Kartek” Rok 1967 To kolejny pomyślny rok dla zespołów warszawskich w walce o I Ligę. Ponownie – podobnie jak przed dwoma laty obydwa warszawskie zespoły: SKS Warszawianka wśród mężczyzn, jak i debiutująca w tych rozgrywkach BKS SKRA (poprzednio MKS Mokotów) wśród kobiet wywalczyły awans do I Ligi. Warszawianka zajęła drugie miejsce na turnieju finałowym w Mielcu (za WKS Wiarus Szczecin), natomiast BKS SKRA wygrała zarówno turniej półfinałowy, jak i finałowy – obydwa rozegrane w Warszawie i awansowała wraz z Wandą Nowa Huta. Szerzej o wydarzeniach 1967 roku w 15 odcinku „Kartek Rok 1968 W roku 1968 nastąpiły ważne zmiany, zarówno w podziale administracyjnym Polski, jak i w organizacji rozgrywek. W miejsce rozgrywek wojewódzkich powołane zostały rozgrywki terytorialne oparte o nowy podział administracyjny kraju. W grupie rozgrywek terytorialnych wśród mężczyzn obejmującej Warszawę i Mazowsze zwyciężyła Wisła Płock przed warszawską SKRĄ, i to właśnie zespół płocki bez powodzenia ubiegał się o awans do I-ej Ligi, zajmując w turnieju, którego był gospodarzem trzecie miejsce, przegrywając z Flotą Gdynia 17 – 19 i AZS-em Poznań 11 – 13. Rozgrywki terytorialne kobiet prowadził Stołeczny Okręgowy Związek Piłki Ręcznej. Z zespołów warszawskich do rozgrywek o awans na najwyższy szczebel rozgrywek przystąpił zespół MKS Praga Warszawa. W grupie półfinałowej w Warszawie MKS Praga zajął drugie miejsce, nie awansując do rozgrywek finałowych. Warto jednak zwrócić uwagę na liczbę bramek zdobytych przez poszczególne zespoły. 1 Start Łódź 4 – 0 16 – 13 2 MKS Praga 2 – 0 22 – 15 3 MKS Augustów 0 – 4 17 – 27 Rok 1969 Podobnie potoczyły się losy zespołów uczestniczących w rozgrywkach terytorialnych w kolejnym roku. Ponownie zwyciężyła Wisła Płock, a najwyższe miejsce z zespołów stołecznych zajął AZS-AWF Warszawa. Jednak trzecie miejsce nie upoważniało do walki o awans. Natomiast Wisła Płock w podobnych okolicznościach jak przed rokiem odpadła z dalszych rozgrywek, nie przebrnąwszy pierwszej fazy rozgrywek. W turnieju barażowym zorganizowanym w Płocku Wisła przegrała zarówno z Flotą Gdynia 19 – 22, jak i z innym niż przed rokiem zespołem z Wielkopolski – Energetykiem Poznań 14 – 18. Rok 1970 Również kończący dekadę lat 60-tych rok 1970 nie przyniósł oczekiwanych sukcesów. Co prawda zespoły warszawskie zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet uzyskały prawo do walki o awans na najwyższy szczebel rozgrywek. AZS-AWF Warszawa zajął w rozgrywkach terytorialnych mężczyzn drugie miejsce – najwyższe z zespołów mazowieckich (za Flotą Gdynia) i uzyskał prawo do gier o awans. Niestety trzecie miejsce w rozgrywkach półfinałowych nie dały przepustki do gry w fazie finałowej. AZS-AWF Warszawa, zakończył karierę na udziale w pierwszej fazie rozgrywek, ustępując dosłownie o włos, a ściślej mówiąc o jedną bramkę w grupie eliminacyjnej Stali Mielec. Zwyciężyła w tej grupie Sparta Katowice. Sytuację dokładnie obrazuje końcowa tabela II grupy półfinałowej rozegranej w Opolu: 1 Sparta Katowice 4 – 2 45 – 43 2 Stal Mielec 3 – 3 47 – 41 3 AZS-AWF Warszawa 3 – 3 46 – 41 4 Małapanew Ozimek 2 – 4 39 – 52 W rozgrywkach kobiet zespół BKS SKRA był o krok od uzyskania awansu, jednak ostatecznie w finałowym turnieju zajął trzecie miejsce nie dające ponownie awansu do I Ligi. Ze szczegółowym opisem zdarzeń związanych z występem BKS SKRA można zapoznać się w poprzednim odcinku. Po omówieniu udziału warszawskich zespołów w rozgrywkach na szczeblu centralnym – w I-ej Lidze i w walce o udział w tej najwyższej klasie rozgrywek pora przejść do rozgrywek na szczeblu lokalnym. Niestety w chwili obecnej dostęp do źródeł obrazujących ten szczebel rozgrywek lokalnych jest na tyle ograniczony, że możliwości zaprezentowania faktów z tamtego okresu w sposób satysfakcjonujący, tak autora jak i potencjalnych czytelników jest w zasadzie niemożliwy. Jedynym niemal źródłem dotyczącym tego okresu jest niezwykle cenna monografia Wojciecha Majchrzaka, dzięki uprzejmości i zgodzie którego można skorzystać jest „50 lat płockiego szczypiorniaka”. W monografii tej oczywiście można odnaleźć przede wszystkim odniesienia do faktów związanych z historią piłki ręcznej w Płocku, jednak niektóre wydarzenia obejmują z tej racji również okruchy dotyczące zespołów warszawskich oraz tych działających w miejscowościach położonych w bezpośrednim sąsiedztwie stolicy, mimo iż w pewnym okresie kluby te przez zmiany w podziale administracyjnym kraju znalazły się bardziej w orbicie działań terenu województwa, niż sąsiadującej o miedzę stolicy. Przy okazji serdeczne podziękowania dla Wojtka Majchrzaka za udostępnienie możliwości skorzystania z treści tego niezwykle cennego opracowania, z życzeniami udanej kontynuacji tej pozycji z okazji kolejnego jubileuszu, okraszonego kolejnymi sukcesami. Tym bardziej, że przywołana powyżej pozycja, jako że miała bardzo ograniczony nakład i trafiając tylko do nielicznych stała się poszukiwanym rarytasem, a dla wyróżnionych niezwykle cenną pamiątką. Powodzenia ! Rok 1962 Niestety już na wstępie potknięcie, ponieważ pierwsze informacje pochodzą z roku 1962, kiedy to można poznać wyniki rozgrywek lokalnych w najwyższej klasie seniorów a więc A Klasie w postaci zaprezentowanej tabeli. W 6-zespołowych rozgrywkach uczestniczyły dwa zespoły warszawskie, trzy z bezpośredniego sąsiedztwa stolicy oraz Wisła Płock – wówczas jeszcze PKS Wisła Płock, jedyny przedstawiciel – umownie dla potrzeb niniejszego opracowania nazwanego „terenem województwa”. Rok 1963 Rozgrywki w tej klasie zostały rozegrane z udziałem tych samych drużyn. Z innych ważnych wydarzeń na terenie województwa – a w konsekwencji również dla polskiej piłki ręcznej – opiekę nad Wisłą Płock obejmuje rafineria płocka, a ZKS Wisła Płock przyjmuje barwy niebiesko-białe. Rok 1964 Znacznej zmianie ulega skład uczestników rozgrywek A Klasy seniorów, co obrazuje końcowa tabela tego sezonu. Tabela końcowa rozgrywek A-Klasy seniorów 1964 1 AZS-AWF Warszawa 20 – 0 2 ZKS Wisła Płock 16 – 4 3 KS Sparta Warszawa 12 – 8 4 WKS Legia WAT Warszawa 8 – 12 5 BKS Skra Warszawa 4 – 16 6 LZS Łomnia Mława 0 – 20 W roku 1964 toczyły się również rozgrywki A Klasy seniorek, w których uczestniczyły zespoły Znicza Pruszków, Politechniki Warszawa oraz ZKS Wisła Płock, która pokonała wymienione wcześniej zespoły w jednakowym stosunku 5 – 2. Rok 1965 W Rozgrywkach Klasy A roku 1965 toczyły się przy udziale tych samych zespołów, co w roku poprzednim. Poszczególni uczestnicy uplasowali się niemal na tych samych miejscach co w roku poprzednim. Jedynie dwa pierwsze zespoły zamieniły się miejscami. Zwycięski zespół Wisły Płock stracił w rozgrywkach tylko 3 punkty, przegrywając jedynie z AZS-AWF Warszawa 16 – 21 i remisując z warszawską Skrą oraz pokonując ten zespół 21 – 14. Właśnie pomiędzy zespołami Wisły Płock i BKS Skra Warszawa odbyło się spotkanie w warszawskiej hali Gwardii, które zakończyło się zwycięstwem Wisły 20 – 16, jako przedmecz rozegranego w grudniu międzypaństwowego meczu Polska – Francja. O spotkaniu międzypaństwowym Polska – Francja 26 – 23 (11 – 12) szerzej w odcinku 14. Warto wspomnieć (łza się w oku kręci), że spotkanie naszej reprezentacji obserwowało wówczas ok. 2 tysiące widzów. Ile razy i kiedy było w Warszawie tylu widzów na meczu naszej reprezentacji ?! W sezonie 1965 odbyły się również rozgrywki Klasy B, których końcowa tabela przedstawiona jest poniżej: 1 WKS Narew Zegrze 2 KS Masovia Płock 3 MKS Agrykola Warszawa 4 KS Nadnarwianka Pułtusk 5 SKS Warszawianka II 6 ZKS Wisła II Płock 7 RKS Ursus Dwa pierwsze zespoły w wyniku wywalczonego awansu przystąpiły w następnym sezonie do rozgrywek Klasy A. W rozgrywkach A Klasy seniorek zwyciężył zespół MKS Mokotów Warszawa przed Wisłą Płock. Rok 1966 W rozgrywkach Klasy A mężczyzn wystartowało 8 zespołów ze spadkowiczem, będącym faworytem tych rozgrywek zespołem Warszawianki. Faworyt nie zwiódł zajmując pierwsze miejsce, jednak w niektórych spotkaniach nie było łatwo. Świadczą o tym stracone 4 punkty i niektóre mecze, które miały zaskakująco wyrównany przebieg. Ostatecznie zwycięska Warszawianka wywalczyła w następnym roku powrót do I-ej Ligi, natomiast w rozegranym pod koniec tego roku w turnieju, mającym charakter kwalifikacji do tworzonej II Ligi Terytorialnej zwyciężyła Wisła Płock, przed warszawskimi zespołami SKRY i Spójni oraz Startem Sierpc i te właśnie zespoły przystąpiły w następnym sezonie we wspomnianych rozgrywkach. Zorganizowane zostały również rozgrywki Klasy B mężczyzn, które rozegrano w dwóch grupach. Zespoły z równoległych miejsc rozegrały mecze o poszczególne miejsca. W wyniku tych spotkań trzy pierwsze zespoły uzyskały awans do Klasy A. Oto wyniki spotkań finałowych: o miejsca 1 – 2 Start Sierpc – RKS Marymont W-wa 22 – 17 o miejsca 3 – 4 RKS Ursus – ZKS Wisła II Płock 19 – 6 o miejsca 5 – 6 MKS Agrykola W-wa – BKS SKRA II W-wa 20 – 18 W rozgrywkach Klasy A kobiet zaistniała ciekawa sytuacja, którą przedstawia końcowa tabela tych rozgrywek zamieszczona poniżej. W rozgrywkach Klasy A wyraźnie zwyciężył AZS-AWF II Warszawa, jednak nie miał prawa ubiegania się o awans na wyższy szczebel rozgrywek, ponieważ w I-ej Lidze występował pierwszy zespół tego klubu. W związku z powyższym drugi i trzeci zespół rozgrywek, czyli MKS Agrykola Warszawa i ZKS Wisła Płock, które miały na swoim koncie tą samą liczbę punktów rozegrały spotkanie barażowe o prawo gry w rozgrywkach o awans na wyższy szczebel rozgrywek. Mecz ten zakończył się zwycięstwem zespołu warszawskiego, jednak drużyna Agrykoli zakończyła karierę na tym etapie rozgrywek. Rok 1967 W roku 1967 miały miejsce dwa ważne wydarzenia, zarówno na szczeblu wojewódzkim, jak i na ogólnopolskim. Jeszcze w pierwszej połowie roku Związek Piłki Ręcznej w Polsce podjął od dawna oczekiwaną decyzję o utworzeniu rozgrywek II Ligi Mężczyzn o charakterze terytorialnym. Utworzono 6 grup po 8 zespołów w każdej grupie. W III grupie warszawskiej znalazły się poza tym zespoły z województw białostockiego i olsztyńskiego. Ponieważ rozgrywki te miały być prowadzone od września systemem jesień/wiosna, musiały być poprzedzone rozgrywkami wojewódzkimi, mającymi na celu wyłonienie reprezentantów województwa warszawskiego. Rozgrywki te zorganizowane i przeprowadzone przez Warszawski Okręgowy Związek Piłki Ręcznej w ekspresowym tempie – w ciągu dwóch miesięcy, w ramach nowo powołanej Ligi Okręgowej. Awans do II Ligi Terytorialnej wywalczyły cztery pierwsze zespoły: ZKS Wisła Płock BKS SKRA Warszawa SKS Start Sierpc KS Spójnia Warszawa Poniżej końcowa tabela tych rozgrywek. Rok 1968 Nowo utworzona II Liga Terytorialna rozegrana została systemem jesień 67/ wiosna 68 i przyniosła rezultaty, które obrazuje poniższa tabela. Zwycięzca tych rozgrywek Wisła Płock uzyskała prawo reprezentowania województwa warszawskiego w rozgrywkach barażowych o wejście do I Ligi, rozpoczynających się na szczeblu półfinałowych – niestety bez powodzenia – o czym powyżej przy omawianiu udziału zespołów Warszawy i Mazowsza o awans. Na szczeblu wojewódzkim najwyższym stopniem rozgrywek była Liga Okręgowa, której wyniki obrazuje przedstawiona poniżej tabela. Warto zwrócić uwagę, że od sezonu 1967/1968 również rozgrywki wojewódzkie przeszły na system jesień – wiosna. Podsumowując rok 1968 koniecznym wydaje się przypomnienie, że w tym właśnie roku miała miejsce niezwykle ważna decyzja władz państwowych powodująca zmianę podziału administracyjnego kraju. W miejsce 17 istniejących dotychczas województw utworzone zostały dodatkowo 32 województwa, co uczyniło łączną liczbę 49 województw, oczywiście znacznie bardziej niż dotychczas zróżnicowanych pod względem poziomu czy to gospodarczego, czy też najbardziej interesującego nas poziomu sportowego w ogóle, czy wreszcie szczegółowo w obszarze piłki ręcznej. Zmiana podziału administracyjno-terytorialnego pociągnęła za sobą również zmiany organizacyjne, zarówno zmiany władz terytorialnych jak i sportowych. Nastąpiły również zmiany organizacji związków okręgowych, obejmujących obszary nowych województw i organizacji rozgrywek na tych terenach. Rozwijając powyższy wątek należy podkreślić, że teren Mazowsza z miastem stołecznym stały się w tym okresie ewenementem, który to temat zostanie nieco rozwinięty na zakończenie tego odcinka. 1969 rok Drugi sezon nowo utworzonej II Ligi Terytorialnej – rozegrana została sprawdzonym już i od poprzedniego systemu systemem, który już na stałe został wprowadzony do rozgrywek – w zasadzie na wszystkich szczeblach jesień / wiosna. Końcowy efekt rozgrywek przedstawia poniższa tabela. Podobnie jak w poprzednim sezonie zwycięzca tych rozgrywek Wisła Płock uzyskała prawo reprezentowania województwa warszawskiego w rozgrywkach barażowych o wejście do I Ligi, rozpoczynających się na szczeblu półfinałowych – niestety również bez powodzenia – o czym powyżej przy omawianiu udziału zespołów Warszawy i Mazowsza o awans. Najwyższym na szczeblu wojewódzkim stopniem rozgrywek była Liga Okręgowa, której wyniki obrazuje przedstawiona poniżej tabela. Niestety w związku ze zmianami administracyjnym kraju, zmiany objęły również rozgrywki w tym także rozgrywki piłki ręcznej. W tym nowym podziale najbardziej ucierpiała Warszawa, która mimo że była największą jednostką miejską w kraju, to właśnie potencjał klubowy – szczególnie w rozgrywkach seniorów okazał się najbardziej okaleczony. Do rozgrywek województwa warszawskiego (czyli Mazowsza) zostały z urzędu przypisane późniejsza dzielnica Warszawy Ursus, czy satelitarne miejscowości podwarszawskie jak Piaseczno, o nieco dalej położonych jak Pruszków, Radzymin, Sulejówek, o Białobrzegach i Zegrzu nie wspominając. Niestety ten podział spowodował również odcięcie istotnego źródła informacji, bowiem wymieniana już wcześniej monografia Wojciecha Majchrzaka – „50 lat płockiego szczypiorniaka” skupia się na rozgrywkach wojewódzkich, z pominięciem rozgrywek stołecznych, na temat których dostępnych źródeł – przynajmniej na chwilę obecną brak. Ponieważ we wstępie do „Kartek” przyjęto założenie, że uwzględniać one będą również – na ile to będzie możliwe i dostępne historię klubów z miejscowości położonych w bezpośrednim sąsiedztwie Warszawy stąd przedstawiona poniżej tabela rozgrywek wojewódzkich po podziale w roku 1968. W uzupełnieniu powyższej tabeli należy poinformować, że w trakcie rozgrywek wycofał się zespół ubiegłorocznego zwycięzcy Ligi Okręgowej (jeszcze przed podziałem rozgrywek, z udziałem zespołów warszawskich) – WKS Narew Zegrze. Związane ze zmianami podziału administracyjnego Polski, zmiany wprowadzone na wszystkich szczeblach rozgrywek piłki ręcznej w kraju stanowią naturalną cezurę w historii również mazowieckiej piłki ręcznej zarówno w sferze sportowej, jak i organizacji i zarządzania. Warszawski Okręgowy Związek Piłki Ręcznej w latach 60-tych W uzupełnieniu powyższej informacji należy dodać, że w pierwszej połowie lat 60-tych funkcję Prezesa Warszawskiego Okręgowego Związku sprawował Mieczysław Kamiński, pod którego przewodnictwem współpracował zespół, w skład którego wchodzili: – Zdzisław Nowakowski – Sekretarz – Andrzej Frank – organizacja rozgrywek – Bogdan Troć – sprawy sędziowskie – Paweł Wiśniowski – sprawy szkoleniowe – Halina Ludas (Płock) – przedstawiciel terenu W roku 1966 do pomocy w pracach organizacyjnych został włączony Andrzej Jabłoński. Siedziba Związku mieściła się wówczas w Warszawie przy ul. Brackiej 18. W związku z nowym podziałem administracyjnym kraju w roku 1968, zmianie uległy również struktury organizacyjne na terenie ówczesnego województwa warszawskiego. Dotychczasowy Warszawski Okręgowy Związek Piłki Ręcznej został zlikwidowany a w jego miejsce powstały: – Mazowiecki Okręgowy Związek Piłki Ręcznej, na czele którego pozostał Prezes Mieczysław Kamiński, z częścią dotychczasowych działaczy – również warszawskich, obejmujący swoim działaniem województwo warszawskie i kluby na jego terenie; – Stołeczny Okręgowy Związek Piłki Ręcznej, obejmujący swoim działaniem miasto stołeczne Warszawa, na czele którego stanął Prezes o którego związkach z piłką ręczną nikt przedtem nie słyszał, jak również którego personaliów, nikt nie zapamiętał i do dzisiaj nie udało się ustalić jego nazwiska, sposobu powołania, wyznaczenia czy mianowania również. Nic też dziwnego, że na tą nową jednostkę organizacyjną patrzono z odpowiednim dystansem i niektórzy z działaczy pozostali czasowo w starej strukturze z dotychczasowym Prezesem. Część zaś znalazła się na rozdrożu. Tak czy inaczej autor „Kartek”, jak i wielu innych nigdy Prezesa nowego związku stołecznego nie mieli okazji poznać, ani nawet zobaczyć. Sytuacja została opanowana dopiero po jakimś czasie, a tak naprawdę dopiero już w następnym dziesięcioleciu. W roku 1971 nastąpiły istotne zmiany w Mazowieckim i Stołecznym OZPR. Prezesa Mieczysława Kamińskiego zastąpił Andrzej Frank, natomiast Prezesem Stołecznego OZPR został Mieczysław Kiegiel, pełniący swoją funkcję do roku 1980. Ale o tym już w jednym z dalszych odcinków. Współpraca redakcyjna i techniczna Dawid Langowski Źródła: Stanisław Jarecki – Rozwój piłki ręcznej na Śląsku. Część II (1961 – 1970) Wojciech Majchrzak – 50 lat płockiego szczypiorniaka Maria Rotkiewicz – AZS-AWF Warszawa 1949 – 2009 Władysław Zieleśkiewicz – 100 lat polskiej piłki ręcznej Praca zbiorowa pod redakcją Kajetana Hądzelka i Krzysztofa Zuchory – Akademia Wychowania Fizycznego Józefa Piłsudskiego w Warszawie 1929/1930 – 2009/2010 KSIĘGA PAMIĄTKOWA Kolegium redakcyjne: Witold Kudlak – Przewodniczący, Camilla Mondral, Józef Golarz pod kierownictwem Stefan Sieniarskiego – Spółdzielczy Klub Sportowy WARSZAWIANKA 1921 – 1971 Foto – ze zbiorów i za zgodą Stefana Kąkola Jeżeli chcesz poinformować swojego znajomego o produkcie, który Twoim zdaniem może go zainteresować, skorzystaj z poniższego formularza. Do: Możesz podać więcej adresów e-mail, rozdzielając je przecinkami Podpis: Treść:

100 lat polskiej piłki ręcznej książka